To normalne, że starasz się żywić swojego kota jak najlepiej. Wyszukujesz mu smakowite i zdrowe kąski, jednocześnie unikając tego, co mogłoby kotełkowi zaszkodzić. Czy jednak wszystko z listy zakazanych pokarmów faktycznie może kotu zaszkodzić?

 

W internetach roi się od różnych produktów, których absolutnie nie należy podawać kotu. Część jest dla tych zwierząt absolutnie szkodliwa ? jak chociażby paracetamol, cebula czy czekolada. Już wkrótce rozwinę ten wątek w osobnym artykule. Dziś jednak chciałabym się skupić na smakołykach, których odmawia się kotom zupełnie niepotrzebnie. Poniżej rozprawiam się z trzema popularnymi mitami żywieniowymi.

Nie podawaj kotu surowego białka jaja!

Jajko jest bogatym źródłem substancji odżywczych i prawdziwą bombą witaminową. Jedyną witaminą, jakiej nie znajdziemy w jajku kurzym jest witamina C. Dzieje się tak dlatego, że kura już na etapie bycia zarodkiem potrafi sama sobie tę witaminę wytwarzać, nie musi więc przyjmować jej z pokarmem (a żółtko jaja jest przecież pokarmem dla zarodka). Poddanie jajka działaniu wysokiej temperatury (np. podczas gotowania) rozkłada witaminy i białka, a także obniża przyswajalność minerałów. Ugotowane jajko jest nawet o 40% mniej odżywcze od surowego. Nic więc dziwnego, że chciałoby się zaserwować Mruczkowi surowe jajo.

Jednak według obiegowej opinii nie należy podawać kotom surowego białka jaja. Białko ma bowiem prowadzić do niedoborów biotyny (witaminy H), odpowiedzialnej między innymi za skóry, sierści i pazurów. Z tego powodu poleca się albo nie podawać kotom białka jaja, albo (ewentualnie) podawać je tylko ugotowane na twardo. A jak to faktycznie wygląda?

Wszystkiemu winna jest awidyna ? substancja obecna w białku jaja (dotyczy to jaj wszystkich ptaków, gadów i płazów). Awidyna jest częścią naturalnej bariery ochronnej jaja, chroni je przed rozwojem bakterii. Ta substancja faktycznie wiąże biotynę, bo to biotyna sprzyja namnażaniu się bakterii. Jedna cząsteczka awidyny wiąże trwale aż 4 cząsteczki biotyny, wygląda więc na prawdziwego pogromcę witaminy H! Jeśli jednak zgłębisz temat, szybko zauważysz kilka ciekawych rzeczy:

  • Biotyny jest w jaju kurzym znacznie więcej niż neutralizującej ją awidyny ? zawartość awidyny w białku to ok. 1,8 mg, zaś żółtko zawiera ok. 45-54 mg biotyny*. Skoro jedna cząsteczka awidyny wiąże 4 cząsteczki biotyny, to 1,8 mg awidyny zneutralizuje nam 7,2 mg biotyny. A to oznacza, że jajko dostarczy nam i tak jeszcze jakieś 37,8 mg biotyny. Nie wygląda już tak strasznie, prawda?
  • Awidyna wiąże biotynę w konkretnym zakresie pH (pomiędzy 2,5 a 10,5). Kot jest jednak ścisłym mięsożercą i jeśli tylko jest odpowiednio karmiony (tzn. BARFem albo mięsnymi puszkami), to jego soki żołądkowe oscylują wokół zakresu pH 1-2. Innymi słowy: bardzo kwaśne środowisko kociego żołądka unieszkodliwia awidynę.
  • W naturze koty jedzą jajka w ten sposób, że najpierw zlizują białko, a dopiero później dobierają się do żółtka. Czyli do kociego żołądka trafia najpierw białko (i awidyna jest neutralizowana w kwaśnym pH żołądka), a dopiero później żółtko (z którego spokojnie można czerpać biotynę garściami). Ale nawet, jeśli podasz swojemu kotu ?rozbełtane? jajko, to zgodnie z pierwszym punktem i tak większość biotyny zostanie przyswojona przez koci organizm (bo awidyna zwiąże tylko nieznaczną ilość biotyny).

Jaki płynie z tego morał? Nie zrobisz krzywdy swojemu kotu, jeśli podasz mu surowe białko jaja (albo surowe białko wymieszanie z żółtkiem).  O ile koteł nie jest uczulony na jajka, rzecz jasna 😉 Aha, nie musisz też obawiać się salmonelli ? niskie pH kociego żołądka zabija tę bakterię w mgnieniu oka.

A na koniec jeszcze mała ciekawostka: awidyna świetnie radzi sobie nie tylko z drobnoustrojami. Równie skutecznie zwalcza owady uznawane za szkodniki upraw. Można więc stosować ją jako naturalny pestycyd.

 Nie podawaj kotu surowej wieprzowiny!

W przypadku surowej wieprzowiny kociarze najbardziej obawiają się pasożytów (a konkretnie: tasiemców) oraz dużo groźniejszej choroby Aujeszky?ego. Z tasiemcami sprawa jest prosta ? aby mięso trafiło do obrotu, musi być przebadane m.in. pod kątem obecności pasożytów. W związku z tym kupując  wieprzowinę z legalnych źródeł minimalizujesz ryzyko zaserwowania kotu zakażonego mięsa. Niektórzy dla pewności przemrażają jeszcze mięso, aby zabić ewentualne jaja pasożytów oraz bakterie, które mogą bytować na mięsie. Problem w tym, że domowe zamrażarki nie mrożą wystarczająco mocno, by taki zabieg cokolwiek dał. Większość zamrażarek wykorzystywanych w gospodarstwach domowych osiąga co najwyżej temperaturę -18?C, podczas gdy np. jaja bąblowca giną dopiero w temperaturze poniżej -80 ?C. Jeśli natomiast chodzi o bakterie, to te w niskiej temperaturze jedynie spowalniają swoje funkcje życiowe (mogą np. dużo wolniej się namnażać). Po rozmrożeniu mięsa jest tych bakterii tyle samo, ile było przed wrzuceniem do zamrażarki. Jak widać, przemrażanie wieprzowiny (czy innego mięsa) nie ma najmniejszego sensu.

A o co chodzi z tą dziwną chorobą?

Choroba Aujeszky?ego, zwana też wścieklizną rzekomą, jest zakaźną chorobą zwierząt, atakuje praktycznie wszystkie gatunki ssaków z wyjątkiem człowieka i niektórych małp. Wywołuje ją wirus SHV-1. Występuje on na całym świecie. Najpopularniejszym nosicielem wirusa wścieklizny rzekomej są świnie. Koty ( i psy) mogą zarazić się tą chorobą poprzez zjedzenie zakażonej wirusem surowej wieprzowiny.

Objawy są podobne do objawów wścieklizny i u kotów dotyczą głównie układu nerwowego: niedowłady i/lub porażenia mięśni, szczękościsk, a także silny świąd w okolicach głowy, karku i grzbietu (chore zwierzę drapie się i gryzie w tej okolicy wyjątkowo intensywnie). Mogą się też pojawić  trudności w połykaniu, ślinotok czy zmiany nastroju. Choroba jest leczona wyłącznie objawowo, zaś śmiertelność sięga 100%.

Wszystko to brzmi strasznie, nic więc dziwnego, że zaczęto unikać podawania wieprzowiny kotom. Musisz jednak wiedzieć, że w Polsce od 2006 roku prowadzony jest program zwalczania i monitorowania choroby Aujeszky?ego. Celem programu jest uznanie Polski za kraj całkowicie wolny od choroby Aujeszky?ego u świń**.

A co to oznacza w praktyce? Wszystkie stada świń (dotyczy legalnych hodowli) są corocznie badane pod kątem obecności wirusa wścieklizny rzekomej. W przypadku stwierdzenia zakażenia mięso pochodzące z takiego stada nie ma prawa trafić do obrotu. Innymi słowy: wieprzowina kupowana w sklepach powinna być w 100% wolna od wirusa wścieklizny rzekomej. Na wszelki wypadek bezpiecznie jest zrezygnować z podawania kotu świńskich podrobów i mózgu, ponieważ to głównie w tych narządach bytuje wirus. Bez obaw można natomiast podawać kotu mięso mięśniowe np. schab, karkówkę, łopatkę, brzuszek czy podgardle. Pamiętaj, że im mięso jest bardziej tłuste i poprzerastane różnymi błonkami, tym lepiej dla kota 🙂

Koniecznie należy natomiast unikać wieprzowiny z podejrzanych źródeł oraz mięsa dzików. Dziki to po prostu dzikie świnie ? a więc jak najbardziej mogą być nosicielami wirusa. Nie są one natomiast ustawowo badane pod kątem choroby Aujeszky?ego, więc ryzyko zarażenia jest w tym wypadku duże. Jeśli masz dostęp do mięsa dzika, ale nie masz 100% pewności, że mięso zostało przebadane na obecność wirusa wścieklizny rzekomej, to nie podawaj go kotu!

 

AKTUALIZACJA:

Wygląda na to, że Polska oficjalnie jeszcze długo nie zostania uznana za teren całkowicie wolny od choroby Aujeszky’ego. Zgodnie z tym dokumentem stan na 22 maja 2017 roku jest taki, że tylko kilka powiatów województwa podlaskiego jest oficjalnie wolnych od tej choroby. Czyli jeśli chcesz podawać wieprzowinę swojemu kotu, to wcześniej powinieneś dokładnie sprawdzić jej pochodzenie. A jeśli to zadanie Cię przeraża bądź przerasta, lepiej po prostu unikać tego mięsa – tak na wszelki wypadek.

 

Nie podawaj kotu kości! A już zwłaszcza drobiowych!

Podawanie kotu kości jest owiane złą sławą. Według obiegowej opinii kości łamią się na ostre kawałki, mogące zranić przewód pokarmowy, co w skrajnych przypadkach może doprowadzić nawet do śmierci zwierzęcia wskutek krwotoku wewnętrznego. Kości obarczane są też winą za powodowanie niedrożności jelit. Podobno najgroźniejsze są kości drobiowe ? te podstępne gnojki tylko czekają, by zabić Ci kota!

Prawda jest nieco inna. Owszem, kości są niebezpieczne? o ile mówimy o kościach poddanych obróbce cieplnej. Zwierzętom faktycznie nie należy podawać kości gotowanych czy pieczonych, bo może się to skończyć fatalnie. Kość poddana obróbce termicznej lubi pękać na długie i ostre odłamki, które mogą poranić zarówno jamę ustną, jak i narządy wewnętrzne. Skutki mogą być opłakane. Jednak w przypadku kości SUROWYCH sprawa ma się zupełnie inaczej. Surowa kość to całkiem przyzwoity koleś, dający się pogryźć na małe i bezpieczne kawałki. Tak, nawet drobiowa 🙂

No dobrze, ale po co podawać kotu kości? I czy on jest w stanie w ogóle je strawić?

Niczym zdarta płyta powtórzę, że pH kociego żołądka jest bardzo niskie***. Dzięki temu świetnie radzi on sobie nie tylko z neutralizowaniem awidyny czy zabijaniem bakterii, ale tez z trawieniem kości. A niewielka ilość kości (chodzi o ok. 15-20% udział w diecie) powinna na stałe zagościć w kocim jadłospisie.

Zacznijmy od początku, czyli od jamy ustnej. Rzucie kości jest dla kota odpowiednikiem szczotkowania zębów. Pomaga usunąć kamień nazębny i płytkę bakteryjną. Dodatkowo jest świetnym treningiem dla szczęk. A gdy kot musi się trochę namęczyć przy jedzeniu, jego układ pokarmowy pracuje dużo lepiej. Wytwarza się wtedy np. więcej soków trawiennych, które sprawiają, że proces trawienie jest bardziej efektywny. Wzrasta też poziom endorfin, co dodatkowo poprawia samopoczucie.

Kości są ponadto źródłem wapnia, który reguluje poziom fosforu w organizmie. To bardzo ważne, gdyż nadmiar fosforu może nadmiernie obciążać, a w efekcie uszkadzać kocie nerki. Natomiast szpik kostny stanowi smakowitą i niezwykle zdrową przekąskę, bogatą zwłaszcza w ważne dla kota tłuszcze.

Czy oznacza to, że kot powinien jeść kości jak najczęściej? No nie, nie przesadzajmy! Jak już napisałam wyżej, udział kości w kociej diecie powinien wynosić jakieś 15-20%. Jedno skrzydełko kurczaka w tygodniu spokojnie pokryje tę ilość. Jeśli przesadzisz z podażą kości, Twój pupil da Ci o tym znać w kuwecie ? nadmiar wapnia jest wydalany wraz z kałem. Sprawia to, że kupa robi się biała i wygląda jak kreda. Ciężko to przeoczyć 🙂 Oczywiście znalezienie kredowatych odchodów w kuwecie oznacza, że należy bezwzględnie zrobić kotu przerwę w podawaniu kości. Warto wtedy skonsultować się z weterynarzem lub kocim dietetykiem, żeby nie zrobić kotu krzywdy. Zbyt duży udział kości w diecie może doprowadzić do zaburzeń w gospodarce mineralnej organizmu, a także upośledzać pracę jelit. Właśnie dlatego nie należy przesadzać z częstotliwością kostnych przekąsek. Powtórzę więc dla porządku: mięsna kość raz w tygodniu, w ramach jednego posiłku, jest optymalna.

Jakie kości można spokojnie podawać kotu? Przede wszystkim takie, z których zjedzeniem koteł sobie poradzi. Warto zadać sobie pytanie ?Czy w naturze kot byłby w stanie upolować takie zwierzę??. Łatwo wywnioskować, że kości wieprzowe, wołowe czy nawet indycze raczej odpadają 😉  Za to kurczak oraz zwierzęta mniejsze od kurczaka są jak najbardziej OK.

Druga ważna sprawa to to, by nie podawać kotu gołych kości. Idealna kość musi być obleczona mięsem, które będzie stanowiło rozgrzewkę, smakowity kąsek i ochronę przed ewentualnymi ostrymi fragmentami kości. Sama kość, mimo szpiku, jest mało sycąca.

Po trzecie: kość musi być stosunkowo łatwa do rozgryzienia. W przypadku kurczaka najlepiej sprawdzają się skrzydełka. Są też koty, które chrupią podudzie (pałkę) kurczaka, ale tutaj zalecam ostrożność i obowiązkowy nadzór. Kość strzałkowa, czyli ta cienka, ostra kosteczka, może poranić koci pyszczek i wszystko, co za pyszczkiem położone. No i kość piszczelowa, czyli ta popularna ?pałka? bywa zbyt gruba dla części kotów. U mnie i Sajgonek, i Trusia zawsze mają problemy z jej pogryzieniem i połknięciem. Czasem wyglądało to naprawdę groźnie, dlatego ostatecznie zrezygnowałam z kurzych podudzi i podaję moim kotom tylko surowe skrzydełka.

No i oczywiście całość MUSI być surowa 🙂 Pamiętaj też, by nigdy nie zostawiać pupila z kością bez nadzoru. Bądź co bądź wypadki chodzą po kotach, więc dobrze jest być w pobliżu. Zawsze istnieje ryzyko zadławienia. A jeśli zwierzę je zbyt łapczywie albo niedokładnie gryzie, to duże kawałki kości mogą utknąć mu w przewodzie pokarmowym i/lub go poranić. To Ty znasz najlepiej swojego kota. Jeśli podejrzewasz, że może nie podołać kostnemu posiłkowi, to nie próbuj urozmaicać mu diety za wszelką cenę. Nic na siłę.

A czy Ty podajesz kotu surowe jajko, wieprzowinę albo kości? Podziel się  w komentarzach swoimi doświadczeniami!

 

Udostępnij ten artykuł znajomym kociarzom. Może niepotrzebnie unikają podawania swoim kotom tych przysmaków? Pomóżmy im wspólnie urozmaicić kocią dietę! 🙂

 

 


*to oczywiście ilości wzorcowe. Faktyczna zawartość tych substancji (jak i pozostałych substancji odżywczych) zależy od wielu czynników, między innymi pokarmu i sposobu chowu danej kury. Jajko od wiejskiej kury z wolnego wybiegu będzie miało większą zawartość biotyny od jajka kury fermowej z chowu klatkowego.

**program na się zakończyć w tym roku (2017) uznaniem przez Komisję Europejską terytorium naszego kraju za oficjalnie wolne od choroby Aujeszky?ego u świń.

***mowa o kotach na diecie zbliżonej do naturalnej ? czyli tych na BARFie lub karmionych w systemie wysokomięsne puszki + 3x w tygodniu surowe mięso. Koteły jedzące suchą karmę nie mają już tak niskiego pH żołądka i w ich wypadku kości mogą nie być najlepszym pomysłem. Niestety, im bardziej przetworzona dieta, tym wyższe pH soków trawiennych. A to oznacza mniejszą zdolność do trawienia pokarmów naturalnych dla kota.

Fajny tekst, udostępnię na: