Jakiś czas temu obiecywałam tekst podsumowujący nasze dokocenie. Jeśli zapisałeś się na dokoceniową listę mailingową, to jesteś w miarę na bieżąco z tym, jak przebiegał u nas proces wprowadzenia drugiego kota do domu. Jednak nawet z filmików nie wszystko wynika wprost, dlatego postanowiłam zebrać nasze refleksje w jeden tekst. Mam nadzieję, że pomoże Ci w podjęciu właściwej decyzji odnośnie kolejnego kota. A jeśli zdecydujesz się na dokocenie, będziesz bardziej świadom, czego oczekiwać.

 

Na początku byliśmy z Adamem bardzo podekscytowani ideą drugiego kota w domu. Przede wszystkim zależało nam na znalezieniu towarzysza zabaw dla Sajgonka. Sajgo jest kocurkiem radosnym i towarzyskim i źle mi było ze świadomością, że w tygodniu pół dnia spędza sam w mieszkaniu, a w weekendy zdarza się, że zostawiamy go samego popołudniami i wieczorami (a raczej zostawialiśmy, gdy mieliśmy jeszcze czas na życie towarzyskie 😉 ). Kiedy więc znajoma opowiedziała nam o 1,5-rocznej kici szukającej nowego domu, postanowiliśmy działać.

Zanim podjęliśmy ostateczną decyzję, upewniliśmy się, że Trusia jest z charakteru podobna do Sajgonka. Następnie zadbaliśmy o stronę logistyczną i dziarsko przystąpiliśmy do Akcji Dokocenie. Nie spodziewaliśmy się, że będzie nam tak trudno. Niestety, przypadek Sajgonka i Trusi okazał się dość trudny i wiele rzeczy nas zaskoczyło.

Pierwszą niespodzianką była rozbieżność pomiędzy tym, co mówili o Trusi jej poprzedni opiekunowie, a tym, jak kicia faktycznie się zachowywała. Trusia okazała się kotem lękliwym i bardzo trudno było nam nawiązać z nią kontakt. Potrzebowała tygodnia, by odważyć się do nas zbliżyć. Nawet teraz, po 3 miesiącach życia pod jednym dachem kotka boi się gwałtowniejszych ruchów (również podczas zabawy) i nawet, gdy przychodzi do nas na głaskanie, nie zawsze DAJE SIĘ pogłaskać. Widać gołym okiem, że wcześniej nie miała łatwego życia.

Jednak pojawienie się Trusi w domu najmocniej odchorował Sajgonek. Najbardziej dała mu się we znaki izolacja, ale po jej zakończeniu nadal był bardzo spięty i nerwowy. Przez pewien czas miał nawet syndrom falującej skóry, czyli napady silnego pobudzenia, podczas których wyraźnie drgała mu skóra na dolnej części grzbietu. Sajgo łagodził to wyraźnie niemiłe uczucie poprzez intensywne, nerwowe wylizywanie i podgryzanie falujących miejsc. Przypadłość, która dotknęła naszego kocurka najłatwiej porównać do tiku nerwowego, np. drgającej powieki. Dość sprawnie udało nam się zwalczyć falowanie skóry u Sajgonka, ale sam fakt, że zdołał się jej nabawić świadczy o tym, jak wielkim stresem było dla niego dokocenie. I to pomimo tego, że sam Sajgo pierwsze 3-4 miesiące życia spełnił w domu tymczasowym, w którym miał kontakt z wieloma kotami i psami i świetnie się z nimi dogadywał.

Co więc mogę Ci jeszcze doradzić w kwestii wprowadzania kolejnego kota do domu?

Dobrze przemyśl, gdzie umieścisz nowego kota. Miejsce kwarantanny jest szczególnie ważne dla rezydenta, czyli tego pierwszego kota. Na pewien czas (może nawet długie tygodnie) odbierzesz mu kawałek jego terytorium. Ważne jest więc, by nie było to ulubione pomieszczenie Twojego rezydenta.

My popełniliśmy błąd już na tym etapie. Trusię postanowiliśmy izolować w salonie, który był głównym miejscem zabaw Sajgonka. Inna sprawa, że w naszym mieszkaniu praktycznie każde pomieszczenie (z wyjątkiem łazienki) jest dla kocurka ważne i w każdym spędza porównywalną ilość czasu. Salon jest miejscem zabaw i odpoczynku, kuchnia ? posiłków i odpoczynku, a sypialnia ? odpoczynku i kontaktu z nami (Sajgo bardzo lubi spać w moich nogach oraz być miziany zaraz po moim obudzeniu, gdy jeszcze loguję się do rzeczywistości). W naszym przypadku najlepszym wyjściem byłoby więc izolowanie Trusi w klatce kennelowej ustawionej w salonie. Nie mieliśmy jednak ani klatki, ani pojęcia, że to najlepszy wybór dla naszych kotów.

Nie bój się stosować suplementów i feromonów na wszelki wypadek. To naturalne substancje, które odpowiednio dawkowane nie zaszkodzą kotu, a mogą niesamowicie pomóc podczas dokocenia. Ich największą wadą jest to, że nie działają od razu ? feromony potrzebują kilku dni, a suplementy nawet do kilku tygodni, by zacząć dawać efekty. Dlatego warto włączyć je rezydentowi jeszcze na kilka dni przed pojawieniem się nowego kota, a nowemu tak szybko, jak to możliwe.

Ja bardzo żałuję, że nie zaczęłam stosować supli i aromaterapii od początku. Podchodziłam do nich jak do leków, które można podawać dopiero, gdy pojawi się problem. To znaczy do suplementów, bo aromaterapia w ogóle mnie nie przekonywała. Tymczasem są to środki, które spokojnie można stosować na wszelki wypadek (oczywiście trzymając się zalecanych dawek). Gdybym podawała moim kotom od początku For Calm i stosowała olejek lawendowy lub melisowy, to prawdopodobnie Trusia szybciej by się u nas zadomowiła, a Sajgonek lepiej zniósł izolację. Niestety, zdecydowałam się na suplementacje dopiero po miesiącu, gdy po rezydencie widać już było skutki długotrwałego stresu. I zanim suple się rozbujały, minął kolejny miesiąc? A aromaterapię włączyłam dopiero, gdy Sajgonek dostał alergii na obrożę feromonową i szukałam jakiejś alternatywy.

Więcej o suplementach, feromonach, aromaterapii itp. przeczytasz w artykule ?Feromony, suple i spółka ? łagodzimy koci stres?.

Nie daj się ponieść emocjom. My za wcześnie zakończyliśmy izolację i bardzo odbiło się to na kotach. Gdy na drugiej randce Sajgonka i Trusi koty świetnie zaczęły się dogadywać, odetchnęliśmy z ulgą. Byliśmy niesamowicie wykończeni trudną izolacją. Od drugiego tygodnia Trusia miauczała ciągle, gdy była zamknięta w salonie. A że była w nim izolowana całe dnie i noce, to nasze nerwy były już potężnie zszargane? Kiedy więc zobaczyliśmy, że koty dobrze się ze sobą czują, lekką ręką zrezygnowaliśmy z izolacji. Również dlatego, że pamiętaliśmy ostrzeżenia, by bez potrzeby nie przeciągać izolacji.

Jeśli oglądałeś nasze filmiki z dokocenia, to wiesz już, że źle się to skończyło. Trusia bardzo szybko wymęczyła Sajgonka, więc ten zaczął być humorzasty i często ją przeganiał. Po kilku dniach musieliśmy powtórzyć izolację, która trwała kolejne 2-3 tygodnie. A wystarczyło, żebyśmy po tej udanej drugiej randce pociągnęli izolację tylko na czas nocy i naszej nieobecności w domu i byłoby jak w bajce.

Przygotuj się na zmęczenie. Rzadko kiedy mówi się o tym, że dokocenie może być naprawdę męczące. Nie chcę straszyć, bo nam trafiła się trudna konfiguracja kotów, ale na wszelki wypadek przygotuj się, że może nie być lekko. U nas nie było. Najbardziej wymęczyła nas izolacja, ale tuż po połączeniu kotów nie było wiele lepiej. Od kiedy Trusia zaczęła głośnym i NIEUSTAJĄCYM miaukiem domagać się wypuszczenia z salonu, staliśmy się z Adamem bardzo nerwowi. Zmęczenie szybko dało nam się we znaki. Tym bardziej, że Trusia koncertowała również w nocy. Sajgonek też nie pozostał obojętny na jej zawodzenie i od 2-3 tygodnia zrobił się dużo bardziej marudny i skory do zaczepek.

Dlatego na wszelki wypadek przygotuj siebie i pozostałych domowników na to, że przez jakiś czas może być ciężko. Nie wybieraj też na dokocenie okresu, w którym będziesz szczególnie czymś zajęty albo zmęczony, bo może być Ci ciężko to wszystko udźwignąć.

Ważne jest tez nastawienie ? kotom udzielają się nasze emocje. Tym ważniejsze jest więc Twoje podejście do dokocenia i ogólne samopoczucie. Im bardziej będziesz nerwowy, przerażony czy zniechęcony, tym gorzej koty będą znosiły cały proces. A wtedy i Tobie będzie ciężej i będziecie się tak nawzajem nakręcać w nieskończoność?

Na wszelki wypadek już zawczasu znajdź namiary na dobrego behawiorystę. Nie musisz się z nim od razu kontaktować, ale sama świadomość, że w razie czego masz pomoc w zasięgu ręki naprawdę dużo daje. Dyplomowanych behawiorystów znajdziesz tutaj: http://behawioryscicoape.pl/wyszukiwanie-trenera-behawiorysty

I na koniec kilka refleksji. Tych błędów akurat nie popełniłam, ale i tak warto o nich wspomnieć na wszelki wypadek.

Nie dokacaj na siłę! Pamiętaj, że kolejny kot nie jest lekarstwem na problemy z obecnym pupilem. Jeśli Twój kot-rezydent ma jakieś problemy zdrowotne czy behawioralne, to sprowadzenie do domu kolejnego kota na bank pogorszy jego stan. Nowy kot w domu to ogromny stres dla rezydenta. A do wyleczenia choroby czy wykorzenienia złego nawyku potrzebny jest spokój i poczucie bezpieczeństwa. Dlatego nie słuchaj porad ciotek-klotek i nie bierz kolejnego kota, jeśli Twój obecny ma problemy z załatwianiem się poza kuwetą albo agresywnym zachowaniem. Najpierw rozwiąż problem, a dopiero później myśl o dokoceniu.

Nie dokacaj się, jeśli już nie masz czasu dla jednego kota. Przy dwóch będziesz potrzebować tego czasu więcej. Niestety to nie jest tak, że dwa koty zajmą się sobą i opiekun będzie miał święty spokój. Każdy z kotów będzie potrzebował Twojej niepodzielnej uwagi o jakiejś porze dnia. Dlatego będziesz potrzebować więcej czasu np. na pieszczoty czy zabawę. A w większości przypadków z każdym z kotów należy się bawić osobno, za zamkniętymi drzwiami. Koty w naturze polują w samotności, przynajmniej te małe. Dlatego próby wspólnej zabawy wędką czy myszką mogą tylko wprowadzić więcej napięć pomiędzy Twoich pupili.

Nie dokacaj się, jeśli Cię na to nie stać. To też ważna kwestia i nie należy jej pomijać. Utrzymanie jednego kota kosztuje x zł, ale utrzymanie dwóch kosztuje już 2x+y. Przynajmniej w początkowej fazie. Drugi kot wymaga nie tylko jedzenia i żwirku, ale też oddzielnych zasobów, opieki weterynaryjnej i ewentualnych medykamentów. Minimum zasobów to druga kuweta, drugi zestaw misek i rzeczy, które można zrobić własnym sumptem, czyli legowisko, drapak, zabawki.

Gorzej jest już z opieką weterynaryjną. Jeśli jeden kot ma robaki, drugi zapewne też już je złapał. Podobnie jest z infekcjami. My z Adamem dużo pieniędzy wydaliśmy na kocie przeglądy zdrowia przed adopcją Trusi. Oba koty zostały przebadane pod kątem FIV i FeLV (ok. 80 zł na każdego kota), Sajgonek dodatkowo miał zrobione badania profilaktyczne (kolejne 120 zł). Na te wydatki byliśmy przygotowani, zaskoczyły nas jednak inne. Na suplementy łagodzące stres oraz obroże feromonowe wydaliśmy łącznie ok. 250 zł (to nie był jednorazowy wydatek, podsumowałam koszty z całych 3 miesięcy). Na kominki do aromaterapii i olejki eteryczne poszło jakieś 50 zł, zaś na konsultację z behawiorystą kolejne 150 zł. Oprócz tego koty musiały przez ten czas jeść i mieć gdzie to jedzenie później wydalać. Jeśli więc jesteś osobą skrupulatnie planującą wydatki, weź to pod uwagę.

Oczywiście nie jest powiedziane, że w Twoim przypadku trzeba będzie korzystać z tych wszystkich pomocy. Nasze dokocenie było trudne i wymagało większych nakładów finansowych. Twoje może pójść jak z płatka. Warto jednak być świadomym, że takie wydatki mogą się pojawić.

 

Podziel się tym tekstem z innymi kociarzami. Jeśli sami myślą o dokoceniu, to lepiej, by uczyli się na naszych błędach, zamiast na swoich własnych 😉

 

 

Fajny tekst, udostępnię na: